piątek, 14 kwietnia 2017

Potrójne zniknięcie prababci Józefy

Czyli trochę o kobietach…  A ponieważ ktoś tu czuł ostatnio niedosyt, rozpiszę się tym razem o prababci Józefie Musztuk (z domu Kaczmarek), która już trzy razy postanowiła mi zniknąć, ale tylko na chwilę, biorąc pod uwagę, że te około 100 lat to naprawdę nie jest kawał czasu, a kropla w morzu istnień ludzkich…

Prababcia Józefa z córkami - od lewej: Józefa (moja babcia), Zofia i Anna

Ze wspomnień rodzinnych dowiaduję się, że prababcia pochodzi z Sulborowic. Gdy jej mąż wyjeżdża za pracą do Francji, ona zostawia pod opieką brata Antoniego dwie córki i jedzie za mężem. Tam właśnie rodzi się moja babcia. Następnie wracają do rodzinnych stron, gdzie II wojna światowa odciska na całej rodzinie wyraźne i trwałe piętno na całe życie. Po wojnie szukają lepszego życia na Pomorzu Środkowym, gdzie osiedlają się w opuszczonym przez Niemców gospodarstwie. 
 
Moja Mama dużo opowiadała o swojej babci. O tym, jaką była pracowitą kobietą, a przy tym ciepłą i kochaną osobą. Jak stała na krużganku w Borzyszkowie i machała na pożegnanie, gdy ją odwiedzała. Dzisiaj nie ma śladu po tym domu pod lasem. Zostały tylko resztki schodów, zarośniętych trawą i ślady po studni, przykrytej mchem... A ja czuję, jakbym Ją znała… Ona mnie na pewno, ponieważ zmarła po moim urodzeniu i z pewnością nie raz trzymała mnie na kolanach, a po jej śmierci razem z Mamą często odwiedzałyśmy jej grób. Do dzisiaj pamiętam historię, gdy będąc nastolatką, razem z siostrą Jowitą, zrobiłyśmy odręczną tabliczkę nagrobną, na której namalowałyśmy gąbeczką na wyciętym szablonie dane zawierające imię, nazwisko i daty jej urodzenia i zgonu. Poszłyśmy na cmentarz i chociaż dobrze wiedziałyśmy, gdzie jest pochowana, tego dnia kręciłyśmy się w kółko i zupełnie nie mogłyśmy trafić. Jakby grób, którego miejsce znałyśmy na pamięć, nagle zniknął… Zniechęcone, postanowiłyśmy wracać. Gdy nagle, powiedziałam: „Zobacz!” …i wskazałam na białego gołębia, który siedział na krzyżu przy grobie naszej Prababci… 

Mało kto wie, może nawet sama Józefa nie miała pojęcia, że zmarła, mając 80 lat, a nie prawie 91, jak wskazywał akt zgonu i napis na płycie nagrobnej. Która kobieta dodawałaby sobie lat?! Ale takie były czasy, że niepiśmienne osoby przekazywały ustnie wszelkie dane, stąd tyle pomyłek i zniekształceń dat, imion czy nazwisk. Gdybym nie dotarła do aktu urodzenia Józefy, również żyłabym w taki przeświadczeniu.
 

 

Tak się zaczęły kolejne poszukiwania prababci


A dokładnie jej aktu urodzenia. Z tym było jednak podobnie jak z poszukiwaniem grobu. Powinien być, a nie było… Nagle jakby zapadł się pod ziemię.  Akt zgonu wskazywał datę 13.10.1885 i miejsce urodzenia: Sulborowice.

 
Sulborowice na mapie
Źródło: www.google/maps

Sulborowice to wieś w Polsce położona w województwie świętokrzyskim, w powiecie koneckim, w gminie Fałków. Według „Słownika geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich” z 1890 r. Sulborowice należały do odległej 5 km Parafii Skórkowice.
Z aktu zgonu dowiaduję się, że rodzice Józefy to Aleksander Kaczmarek i Franciszka Kaczmarek. Brak nazwiska rodowego Franciszki tym bardziej zachęcał do odszukania pierwotnego dokumentu urodzenia czy chrztu. Wydawało mi się, że z poszukiwaniami powinno być prosto, tym bardziej że metryki parafii Skórkowice z tychże lat są dostępne zarówno w: http://szukajwarchiwach.pl , jak i https://familysearch.org.  

Niestety w roku 1885, w którym powinna się urodzić moja prababcia, natrafiłam na metryki samych Karczmarków (pisanych z „r” w środku), których na tamtym etapie wyeliminowałam jako spokrewnione z moją prababcią. W tym właśnie roku  znalazłam metrykę Józefy Karczmarek (przez „r”) - córkę Piotra i Rozalii, z dodatkową informacja, że zmarła w 1963 r. w zupełnie innym miejscu, niż moja prababcia. Była też Marianna Kaczmarek – córka małżonków Aleksa Kaczmarek i Franciszki Urbańczyk, których na 99% uznałam jako moich pra pradziadków. Martwiło mnie jednak, że nie ma „mojej” Józefy.

Znając z doświadczenia sytuację, że inny mój pradziadek zgłosił urodzenie syna z opóźnieniem 6 lat (o czym innym razem), przeszukałam wykaz urodzeń rok po roku 5 lat do przodu. Niestety nie odnalazłam Józefy, ale inne dzieci Aleksa i Franciszki, które mogły być rodzeństwem prababci. Zaczęłam więc przeglądać lata wcześniejsze od owego 1885 r. I tak w wykazie urodzeń z 1883 r. znalazłam Józefę Kaczmarek (akt nr 142). Radość trwała krótko, ponieważ pod numerem 142 była zupełnie inna osoba. Przejrzałam dwa razy marginesy wszystkich kart i nie znalazłam żadnej Józefy. Dlatego też, jak detektyw sprawdziłam, kto kryje się pod numerem 142, a potem w podsumowaniu urodzeń odnalazłam, że tamta osoba powinna być pod numerem 141. Rzeczywiście była wpisana podwójnie, również w miejscu Józefy. Poniżej akt urodzenia, gdzie wyraźnie wykaligrafowane są imiona i nazwiska (pisane w nawiasach w j. polskim) i tak długo poszukiwane przeze mnie imię: JÓZEFA.



Ponowna radość pojawiła się po odczytaniu tłumaczenia, które jak najbardziej pasowało do mojej układanki. Uznałam, że moja prababcia urodziła się 2 lata wcześniej niż odnotowano w akcie zgonu i że Aleks i Franciszka to rzeczywiście moi pra pradziadkowie.
Gdyby tak było rodzeństwem Józefy byliby: Anastazja, Marianna, Andrzej, Antonina i Antoni. Tylko ten ostatni – brat Józefy – był mi znany z opowiadań rodzinnych.

Moja radość i tym razem nie trwała długo. Przeszukując akta zgonu, natrafiłam niestety na śmierć Józefy – zmarła, mając 2 miesiące. Nie mogła więc to być moja prababcia. Nie mogła się też urodzić w 1885 roku (wtedy urodziła się inna córka Aleksego i Franciszki - Marianna).

Pojawiła się jakże oczywista wątpliwość: Czy Aleksy Kaczmarek i Franciszka Urbańczyk to rzeczywiście rodzice mojej prababci? I dlaczego nie mogę znaleźć aktu urodzenia Józefy Kaczmarek, córki Aleksandra i Franciszki?

Ostatecznie akt urodzenia znalazł się w 1895 roku (zamiast 1885). 


W poniższym tłumaczeniu (ponownie dokonanym przez Pana Cezarego) można więc wyczytać, że druga Józefa urodziła się 10 lat później niż wykazano w akcie zgonu, dnia 14 czerwca, a nie - 13 października. 

Działo się we wsi Skórkowice drugiego /czternastego/ czerwca tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego piątego roku, o godzinie drugiej po południu. Stawił się Aleksy Kaczmarek czterdzieści lat mający, włościanin zamieszkały we wsi Sulborowice, w obecności Łukasza Wychowałka pięćdziesiąt lat mającego i Ignacego Tomaszkiewicza pięćdziesiąt lat mającego, włościan zamieszkałych we wsi Sulborowice i okazał nam dziecię płci żeńskiej, oświadczając, że urodziło się ono w tejże wsi wczorajszego dnia, o godzinie piątej rano z prawowitej jego żony Franciszki z Urbańczyków trzydzieści lat mającej. Dziecięciu temu na Chrzcie Świętym odprawionym w dniu dzisiejszym nadano imię Józefa, a chrzestnymi jego byli: Michał Sekulski i Marianna Ruszkiewicz. Akt ten oświadczającemu i świadkom niepiśmiennym przeczytano, przez Nas tylko podpisano.

Dlaczego były dwie Józefy tych samych małżonków? Ta pierwsza umarła po 2 tygodniach, a był taki przesąd, że 
skoro śmierć zabrała jedną Józefę, to drugiej nie weźmie, bo już takową z listy skreśliła.
Niezależnie od przyczyn śmierci taka praktyka była dość często stosowana.

W taki oto sposób, po długich poszukiwaniach potwierdziła się hipoteza, że rodzice mojej prababci to Aleksy Kaczmarek i Franciszka Urbańczyk! Można więc śmiało dorysować gałązkę w moim drzewie


Potomkowie Aleksa i Franciszki – małżonków Kaczmarków

Księgi parafii Skórkowice nie były prowadzone starannie, stąd nazwisko Kaczmarek z powodu wymowy przyjmowało również zapis Karczmarek (z „r” w środku). Mogło być też zupełnie odwrotnie... Natrafiłam również w tych metrykach na podobnie brzmiące Kaczmarowicz. To samo nazwisko, ale w różnych wariantach nazywamy obocznością nazwiska.

Jako przykład prapradziadka - Aleksego Kaczmarka (pisanego przez „r” w środku) akt urodzenia córki Antoniny z 1889 r.:

 
Według Wikipedii - Kaczmarek to polskie nazwisko pochodzące od staropolskiej nazwy osobowej zawodu Karczmarz (właściciel karczmy), Karczmarek (osoba pracująca w karczmie). Współczesne brzmienie nazwiska powstało na skutek zaniku w XVI wieku (chociaż widać, że okres ten mógł być w różnych miejscach Polski inny) pierwszej głoski –r-. W 2009 r. Polskę zamieszkiwało ponad 60 tys. osób o nazwisku Kaczmarek, co daje 18 miejsce wśród najpowszechniej występujących nazwisk w Polsce.

Aby dopełnić poszukiwania rodziny mojej prababci Józefy odnalazłam również w metrykach parafii Skórkowice akt ślubu Aleksa Kaczmarek i Franciszki Urbańczyk z 1876 roku (w j. rosyjskim):

Tłumaczenie natomiast odkrywa przede mną rodziców Aleksa: Jakuba i Reginę Kaczmarków oraz Franciszki: Jakuba i Marianny Urbańczyków.
Działo się we wsi Skórkowice, ósmego /dwudziestego/ dnia listopada, tysiąc osiemset siedemdziesiątego szóstego roku, o godzinie drugiej po południu. Oświadcza się że w obecności Marcina Jarugi sześćdziesiąt pięć lat mającego i Wawrzyńca Wychowałka trzydzieści trzy lata mającego, włościan z Sulborowic, zawarto dziś religijny związek małżeński między Aleksym Kaczmarkiem kawalerem, dwadzieścia lat mający, synem nieżyjącego Jakuba i Reginy Kaczmarków włościan, w Sulborowicach urodzonym i zamieszkałym, a Franciszką Urbańczyk panną, osiemnaście lat mającą, córką nieżyjącego Jakuba i Marianny Urbańczyków włościan, w Sulborowicach urodzoną i zamieszkałą. Małżeństwo to poprzedziły trzy zapowiedzi ogłoszone w Kościele Parafii Skórkowice dwudziestego czwartego, trzydziestego pierwszego października, siódmego dnia listopada /piątej, dwunastego i dziewiętnastego dnia listopada/ tego roku. Nowożeńcy oświadczyli że nie zawarli oni żadnej umowy przedślubnej. Małżeński związek pobłogosławił Ksiądz Sylwester Grzybowski z Paradyża na podstawie słownego zezwolenia. Akt ten oświadczającym i świadkom niepiśmiennym przeczytano przez nas podpisano.

Kolejne zniknięcie prababci


Na dzisiaj pozostaje do odszukania akt małżeństwa prababci Józefy z Mikołajem Musztukiem. Zgodnie z adnotacją w akcie zgonu pradziadka, małżeństwo (zapewne cywilne) zostało zarejestrowane w 1921 r. w Pyrzycach. Niestety w urzędzie tym nie ma informacji o takim ślubie, a Archiwum Państwowe w Szczecinie odsyła mnie z kolei ponownie do USC Pyrzyce, gdzie po raz wtóry słyszę, że akta zostały zniszczone. Dla mnie to zniknięcie po raz trzeci...

Zastanawiające jest jednak miejsce ślubu pradziadków. Dlaczego aż w Pyrzycach? Może przed wyjazdem do Francji? Pozostaje też do rozważenia, czy gdzieś nie znajduje się akt ślubu kościelnego… Ciekawi mnie również, jak doszło do spotkania moich pradziadków, Józefa przecież była z Sulborowic, a Mikołaj z okolic Przemyśla, odległego w linii prostej ok. 300 km.
Może ktoś z czytających tę historię, będzie miał jakieś pomysły.  

2 komentarze :

  1. Ty Beatko śpisz czasami, spojrzałam na godzinę Twojego wpisu, ale Cię wciągnęło doceniam to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko w ten sposób udaje mi się wykroić trochę z mojej doby na poszukiwania genealogiczne :) Tym razem ku pamięci naszej prababci, by pokazać dylematy pojawiające się podczas takich badań...

      Usuń

Czy jesteś robotem?

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.